Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja gry NBA 2K21 w wersji next-gen: Konsolowa (r)ewolucja wirtualnego basketu

Krzysztof Rosłoński
Przed dwoma miesiącami większość fanów koszykówki, także tego w wirtualnym wydaniu z wypiekami na twarzy instalowało produkcję studia 2K Sports na konsolach powoli odchodzących do lamusa, a także na Pecetach. Wraz z premierą Xboksa Series X i S (od 10 listopada), oraz PlayStation 5 (od 19 listopada w Polsce) pojawia się jednak kolejna okazja, żeby poszaleć na parkietach najlepszej koszykarskiej ligi świata, tym razem w nieco innej warstwie graficznej. Jak sprawdza się premierowa edycja NBA 2K dla najnowszych maszynek do grania? Pora to sprawdzić!

Już od pierwszego uruchomienia producenci chcą nam zasugerować, że mamy do czynienia z zupełnie nową produkcją. Nie dość, że menu ładuje się w przeciągu sekundy (nie licząc informacji o licencjach i ewentualnego łączenia z serwerami), to wygląda ono zupełnie inaczej, niż w przypadku wersji current-genowej. Zamiast statycznych grafik m.in. z Damianem Lillardem dodano materiały filmowe z gameplayu dla każdego trybu. Oprócz tego uwagę przykuwa fakt, że wyraźnie oddzielono elementy rozgrywki związane z rywalizacją pań w lidze WNBA. O kobiecym baskecie jednak słówko dopiero za moment.

Co ciekawe, właśnie w Menu gry możemy oglądać najnowsze materiały 2KTV, dzięki czemu nie są one aż tak uciążliwe, jak w poprzednich edycjach, kiedy musieliśmy je oglądać i odpowiadać na ankiety z nimi związane w oczekiwaniu na załadowanie meczu. Co ciekawe, zadbano także o kilkadziesiąt nowych utworów w ścieżce dźwiękowej, m.in. od nieodżałowanego Juice WRLD, Run The Jewels, czy Stormzy’ego. Oczywiście, głęboko w menu można znaleźć soundtrack z wersji na konsole powoli kończącej się generacji, więc jeśli ktoś lubi „Blinding Lights” w wykonaniu The Wekknda, to proszę bardzo. Większość nowo dodanych piosenek, to przede wszystkim muzyka rap w brzmieniach, które bardzo dobrze kojarzą młodzi koneserzy tego gatunku. Moją uwagę zdecydowanie przykuł utwór „Black Mamba” z repertuaru Solo da Honcho. Zresztą, to nie jest jedyny hołd oddany w tej grze tragicznie zmarłej legendzie LA Lakers.

Pora spojrzeć na to, jak prezentują się tryby gry dostępne w produkcji studia 2K Sports, a tutaj są pewne różnice w porównaniu do wrześniowego repertuaru. Producenci postanowili zrezygnować z i tak traktowanego po macoszemu MyGM, czyli trybu, gdzie pełnimy rolę menedżera generalnego klubu NBA kosztem znacznie mniej skomplikowanego, ale swobodniejszego w ustalaniu zasad MyNBA. To tutaj możemy rozegrać zarówno pełny sezon NBA swoim zespołem, ale także twórcy pozwalają na zabicie czasu poprzez zabawę w zmagania w ramach NBA G-League, czyli rozgrywek zespołów satelickich, z których później można sprowadzać zawodników, by podpisać z nimi pełnoprawny kontrakt. Skoro na początku była mowa o WNBA, to tutaj miłośnicy kobiecego basketu doczekali się odpowiednika MyCareer, czyli The W. Co prawda, jest on mniej zaawansowany i nie ma aż tak wielkiej fabuły, ale pozwala po raz pierwszy w historii serii poprowadzić karierę zawodniczki dowolnego klubu żeńskiej letniej ligi. Można dzięki temu cofnąć się mniej więcej do pierwszych lat, gdy gra od 2K Sports pozwalała na grę jednym koszykarzem.

Całkiem nową zabawę przygotowano również przy okazji nowego MyCareer. Tym razem historia trwająca mniej więcej 10 godzin pozwala na dostanie się do NBA zawodnikiem o pseudonimie Junior, który jest synem niespełnionego talentu amerykańskiej koszykówki (zmarły ojciec naszego protagonisty mimo wielkich umiejętności nigdy nie wygrał zmagań uczelnianych i nie został wydraftowany). Co ciekawe, zabawa pozwala na obszerniejsze pole wyboru naszej przyszłości po ukończeniu szkoły średniej, ponieważ zostajemy postawieni przed dylematem pójścia na studia i gry w rozgrywkach akademickich, lub przejściem na zawodowstwo i rozwijanie swoich talentów w G-League. Każda z opcji ma swoje późniejsze konsekwencje, jeśli chodzi o przyszłość rozwijanego koszykarza, ponieważ wybór dotyczy także tego, jak dostaniemy się do najlepszej koszykarskiej ligi świata: poprzez Draft, czy też dzięki awansowi z zespołu satelickiego do szerokiego składu klubu NBA. Co ciekawe, w przypadku zmagań na uczelni, gra pozwala nam na opuszczenie szkoły po każdym kolejnym roku gry dla niej, jednak to może powodować późniejsze konsekwencje w postaci dalszego wyboru w Drafcie. To właśnie w MyCareer można zauważyć, jak wielką różnicę w kwestiach graficznych stanowią wersje gry na obie generacje konsol. Widoki hal w szkole średniej są wręcz przeurocze, przede wszystkim wyjątkowo wiernie oddane parkiety, które już tutaj sugerują nam, że to dopiero początek drogi.

Kolejną nowością dla graczy, którzy przesiądą się na nową generację konsol jest nowa wersja The Neighborhood, a w zasadzie mamy tutaj do czynienia już z całym miastem. Zaczynając przygodę w The City musimy pokazać co potrafimy na osiedlu Rookieville, po czym mamy możliwość wyboru pomiędzy czterema klanami, reprezentującymi północną, południową, wschodnią i zachodnią część metropolii. Właśnie dla tej grupy zbieramy również punkty w rozgrywkach ulicznych, co pozwoli pod koniec życia tego trybu wskazać, w której dzielnicy byli najlepsi koszykarze. Oczywiście nie brakuje tutaj licznych sklepów, w których można zakupić różnego rodzaju gadżety i ubrania zmieniające nasz wygląd. To właśnie w The City pojawia się kolejny element hołdu dla Kobego Bryanta, którym jest Boisko im. Mamby. Poznamy je nie tylko ze względu na nazwę, ale też z powodu licznych murali i malowania boiska, gdzie niemal na każdym kroku znajduje się Hall of Fame z numerami 8 i 24.

Pora wreszcie przejść do tego, co interesuje najbardziej, czyli samej rozgrywki i oprawy meczów. Pierwszą i niemal od razu zauważalną różnicą są niesamowicie krótkie czasy ładowania meczów. Pomiędzy wyborem drużyn, lub zaakceptowaniem spotkania online a startem spotkania mijają średnio 3 sekundy, więc nie jesteśmy skazani na uporczywe czekanie na uruchomienie pojedynku przez system, gdy mogliśmy na spokojnie ustawić swoje składy i taktykę. Drugim plusem jest dodanie drugiego zespołu reporterów relacjonujących spotkanie. Oprócz dobrze znanej nam ekipy na czele z Kevinem Harlanem i Davidem Aldridgem z TNT pojawia się ta z prowadzącym komentarzem Briana Andersona oraz Allie LaForce pomagającą w relacji spotkań z poziomu parkietu. Z tą kwestią póki co wiąże się pierwszy problem natury technicznej, ponieważ w przypadku restartu meczu zespół komentatorów uruchamia się w sposób losowy, więc nie zdziwcie się, jeśli kobieta za mikrofonem prowadząca wywiad z zawodnikiem będzie mówić męskim głosem, lub odwrotnie. Tutaj jest wyraźne pole do poprawy dla twórców gry.

Zupełną nowością szumnie prezentowaną jeszcze przed wydaniem gry jest nowy rzut kamery, który pozwala śledzić zmagania z poziomu drugiego rzędu trybun. Po rozegraniu na nim dwóch kwart pierwszego meczu doszedłem do wniosku, że może i pozwala on na dostrzeżenie większej ilości graficznych detali, jednak jest bardzo niewygodny w samej grze, zwłaszcza, że zawodnicy potrafią całkiem solidnie zasłonić tych, którzy znajdują się na przeciwległym końcu boiska. Sama grafika jednak jest póki co mocnym remasterem tego, co można zobaczyć w wersji na current-geny. Ostrzejsze i wyraźniejsze tekstury, poprawione twarze wielu zawodników, także tych z przeszłości (choć przykładowo John Stockton akurat zaliczył spory zjazd w dół, jeśli chodzi o podobieństwo do pierwowzoru), a także nowe scoreboardy sprawiają wrażenie, że gramy w nową grę, jednak samo sterowanie nie zmieniło się wyraźnie porównując je do tego, w co można było już pograć od początku września. Tym razem jednak twórcy nie popełnili błędu z premiery current-genowej wersji NBA 2K21 i przy okazji pierwszego meczu pozwalają wybrać, z której mechaniki wykonania rzutu chcemy skorzystać. Nie da się niestety wybrać czegoś pośrodku, co pozwala zarówno na korzystania z prawego drążka zarówno do celowania rzutu, jak i jego timingu, więc klasyczny sposób mimo wszystko po raz kolejny zmusza głównie do bardzo klasycznego używania przycisku X w przypadku konsoli od Microsoftu. Sama rywalizacja na parkiecie to niemal te same schematy, do których przyzwyczaili się gracze 2K we wrześniu, więc przesiadka na nową wersję nie będzie aż tak bardzo bolesna.

Podsumowując: pierwsze wydanie gry NBA 2K na konsole nowej generacji jest przede wszystkim mocną ewolucją current-genowych pomysłów z nieco ładniejszą oprawą graficzną i niemalże ekspresowym ładowaniem meczu. Nowe MyCareer może przyciągnąć na długie godziny, jednak zdecydowanie szkoda tak sporego zdegradowania miłośników menedżerskich zabaw całym zespołem. Na plus warto także zaliczyć osobny tryb jednej zawodniczki dla rywalizacji w WNBA, co może przyciągnąć przed konsole liczne miłośniczki wirtualnej zabawy. Dlatego, jeśli już czujecie potrzebę przesiadki na nową generację, to poczekajcie na spokojnie do kolejnej edycji, kiedy powinniśmy spodziewać się większych fajerwerków.

Ocena: 7,5/10

Grę do recenzji dostarczył polski wydawca gry, firma Cenega. Recenzja wykonana na podstawie wersji gry dla konsoli Xbox Series X.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Recenzja gry NBA 2K21 w wersji next-gen: Konsolowa (r)ewolucja wirtualnego basketu - GRA.PL

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto